Boże Narodzenie




















































Dom przyozdobiony dekoracjami świątecznymi, choinką, światełkami, szopka nad wejściem króluje napis Merry Christmas. Na zewnątrz prawie 30 stopni, zielono, ptaki śpiewają i piękne słońce. Na stole był biały obrus, opłatek, pismo święte i polskie potrawy: pierogi z kapustą i grzybami, kapusta z grzybami i grochem, barszcz czerwony oraz szarlotka, sernik, makowiec i pierniczki. Wokół stołu zgromadziła się nasza wspólnota, którą tworzą księża: 2 polskich, z Malawi i z Wietnamu, brat zakonny z Malawi, aspirant Zambijczyk oraz wolontariuszki z Polski. Na obiedzie wszyscy zjawili się odświętnie ubrani, wśród panów królowała czerń i biel, a my z Olą w kolorowych czitenge. Ksiądz Michał wygłosił bardzo emocjonalne przemówienie i życzenia. Mówił o tym, że każdy z nas wybrał by te święta przebywać z dala od rodziny. Natomiast są ludzie, którzy nie dokonali takiego wyboru a nie mogą być ze swoimi bliskimi w święta. Miałyśmy z Olą łzy w oczach. Po podzieleniu się opłatkiem z głośników popłynęły polskie kolędy.

O godz. 17.30 w pięknym słońcu szłyśmy na pasterkę. Radość z narodzin Jezusa Chrystusa rozbrzmiewała w czasie Eucharystii w pięknym śpiewie chóru oraz tańcu. Dziewczynki ubrane w białe sukienki tańczyły w trakcie procesji i mszy świętej. Po krótkiej homilii były jasełka, które rozpoczęła rozmowa anioła z Zachariaszem, potem zwiastowanie, spotkanie Maryi z Elżbietą aż do pokłonu 3 króli. Nasze serca skradł anioł, który pędził środkiem kościoła oraz postać Jana Chrzciciela z rozwianym włosem. Przedstawienie było bardzo radosne a śpiew porywał serce. Niesamowite, że radość tak wybrzmiewa.

Kiedy wyszłyśmy z Olą z kościoła okazało się, że większość chłopców już poszła. Była już 20.30, więc było ciemno. Słońce zaszło a w Makululu nie ma latarni ulicznych. Trochę bałam się jak wrócę do domu. Poprosiłam Francisa by był moim obrońcą, z drugiej strony szedł Felix. I tak maszerowaliśmy w ciemności ścieżką pomiędzy zabudowaniami. A nad nami było pięknie rozgwieżdżone niebo. Po wyjściu na główną drogę spotkaliśmy grupę naszych chłopców i już razem doszliśmy do Ciloto. W drodze razem z Olą śpiewałyśmy polskie kolędy. Jak pięknie brzmiało: Bóg się rodzi, moc truchleje…. na pustej drodze pod rozgwieżdżonym niebem.

W Ciloto panuje atmosfera radości, chłopcy składają sobie nawzajem życzenia i podbiegają do nas z życzeniami Merry Christmas. Serce przepełnia niesamowita radość. Ksiadz Joseph dla uczczenia urodzin Jezusa Chrystusa odpalił sztuczne ognie. Niektórzy chłopcy ze strachu przed ściskali moją dłoń bądź chowali się za moimi plecami. Potem ks. Joseph rozdał chłopcom prezenty. Każdy z chłopców wylosował numer. Następnie ksiądz Joseph wybierał numer, chłopiec posiadający ten numer, wybierał prezent a potem inny numer. Chłopiec z wybranym numerem wybierał prezent a następnie chłopcy wymieniali się prezentami. Chłopcy nie rozumieli idei zabawy. Niektórzy byli szczęśliwi, inni płakali, inny zabierali młodszym otrzymane buty. Wszyscy marzą by dostać nowe buty.

Potem nadszedł czas na kolację, na której ze wspólnotą świętowaliśmy narodziny Pana Jezusa. Tego wieczoru otrzymaliśmy również prezent - wrócił Kryspin. To jest jeden z tych chłopców, którzy potrzebują specjalistycznej terapii. Miewa napady agresji, których nie kontroluje. Po ostatnim z takich napadów został odwieziony do domu, bo obecnie nie możemy mu zapewnić właściwej opieki.

W święta uczestniczyliśmy w głównej mszy świętej. Śpiew, radość, w darach dostaliśmy m.in. żywą kozę. Wszyscy świątecznie ubrani zasiedliśmy do wspólnego obiadu z chłopakami. Kiedy wszyscy jedliśmy w sali, ks. Andrzej pod drzewem spostrzegł chłopca. Wyjaśnił, że jest głody i chce wejść do sali. ks. Andrzej zaprosił go na obiad. I tak na obiedzie mieliśmy zbłąkanego wędrowca.

Komentarze

Popularne posty